Z
powodu opublikowanego niedawno felietonu „Szał szczupłych ciał”,
rozgorzała w naszej redakcji dyskusja na temat sensowności ulegania
modzie na wszelakie diety oraz o kontrowersyjnym eksperymencie
żywieniowym zwanym dietą optymalną. Może i ty masz ochotę
przyłączyć się do dyskusji i wyrazić swoją opinię, nawet jeśli
ona zaprzecza obowiązującym stereotypom?
Zapraszamy
do poznania naszego zdania na temat stosowania diet.
***
Joanna
- Nie znoszę diet i tej bezsensownej gonitwy za pięknym i szczupłym
ciałem. To zawracanie głowy i sztuczne napędzanie rynku,
przepełnionego nadmiarem cudownych pomysłów na pseudo-zdrowe
żywienie. Co chwila pojawiają się rzekome rewelacje i wszystkie
nieskuteczne.
Anna
-
A ja widzę jedną wielką zaletę diet - każda jedna, nieważne
jaka, zmusza nas do zastanowienia się na tym, co i w jakiej ilości
czy kolejności jemy, i właśnie to jest w niej cenne -
zastanowienie. Nagle zaczynamy zwracać uwagę, jak się odżywiamy;
myśleć ile, czego, kiedy ... przestajemy wrzucać w siebie byle co
i byle jak. Dla mnie jest to już wystarczający powód, żeby każdą
dietę uznać za pożyteczną. Nawet motywacja jest mało ważna,
zresztą przypuszczam, że najczęściej jest nią zwykła próżność
- chcemy być zgrabni, piękni - i nie ma w tym nic złego. Bo
przecież synonimem zdrowia jest piękny wygląd, który przejawia
się nie tylko w zgrabnej sylwetce, ale i w wyglądzie włosów,
oczu, paznokci, cery, w emanacji energią witalną, dlatego
dążenie do tego, to dążenie do zdrowia i jeśli na rynku jest
taki duży wybór diet, to tym lepiej - bo każdy może coś dla
siebie znaleźć. A to czy dieta jest skuteczna, czy nie, zależy
tylko od nas, naszego nastawienia i motywacji.
Joanna
-
A co ze skutecznością diet, ja w nią nie wierzę, bo przeważnie
pojawia się efekt jojo i z tego całego poświęcenia i wyrzeczeń
jest odwrotny skutek, jesteśmy bardziej sfrustrowani i załamani
kolejną porażką i grubsi. A może trzeba by wejść głębiej w
ludzką psychikę i od tego zacząć dietę,
i to taką, która jest dla nas przyjemnością, a nie karą.
Ania - Przede wszystkim decyzja o rozpoczęciu jakiejś diety musi być
moją suwerenną decyzją, a nie próbą spełnienia życzeń innych,
czy przypodobania się innym, czy ucieczką przed czymś. Jeśli
robię coś naprawdę dla siebie, to nie ma możliwości, żeby mi
się nie udało. Wg mnie porażka i frustracja przychodzą wtedy,
kiedy wydawało nam się, że decyzja jest naszą, a w rzeczywistości
nią nie była - wtedy staje się tematem dla psychologa. Drugą
sprawą jest, żeby dieta nie była karą, tylko drogą do
osiągnięcia celu - i tu się z tobą zgadzam, żeby od tego zacząć
- wybrać taką dietę, która będzie miała w sobie element
przyjemności (np. raz w tygodniu słodkie co nieco).
Joanna
- A ja uważam, że psychika ma tu jednak więcej do
powiedzenia, bo to, jak i co jemy jest efektem ubocznym naszego
szczęśliwego lub wręcz tragicznego życia, przepełnionego
troskami, wątpliwościami i stresem. Jeśli nie poradzimy sobie z
problemami, które są w nas, to tak jakbyśmy nie wyleczyły
przyczyny, tylko skupiły się na skutkach, czyli na złym odżywianiu
i jego efektach - np. nadwadze, kłopotach z cerą, włosami, itp. A
wtedy żadna dieta nie będzie skuteczna, bo za każdym razem
będziemy w tym samym punkcie wyjścia.
Anna
-
Nadal powracam do tego, że najważniejsze jest, czy decyzja o
przejściu na dietę jest rzeczywiście nasza i czemu ma służyć -
jaki jest jej cel? Jeśli dieta ma nas uszczęśliwić, to na pewno
skazani jesteśmy na porażkę. Bo dieta na pewno nie stanowi
antidotum na nieszczęśliwe życie. Może wspomagać leczenie
jakichś chorób, ale nie uleczy czegoś co nie jest chorobą -
poczucia nieszczęścia, bo ono albo w nas jest, albo go nie ma.
Joanna
- Załóżmy, że masz racje. Mimo tragicznego życia mamy w
sobie mnóstwo poczucia szczęścia i decydujemy się na jakąś
dietę, która np. w tym sezonie jest hitem, jednak w następnym ...
zostanie ostro skrytykowana, bo podobno może doprowadzić np. do
miażdżycy i zawału serca. Np. potępiana przez świat lekarski
dieta optymalna, w której przeważają same tłustości (smalec,
tłuste mięso, gęsta śmietana, majonez, kopa jaj), a przecież
wszędzie słyszymy że tłusto to znaczy niezdrowo.
Ania -
Problem z tym, że krytycy tej diety nie przeprowadzili żadnych
badań potwierdzających ich opinię. A z kolei zwolennicy diety
optymalnej mają już wieloletnie pozytywne doświadczenia, które
stawiają na głowie znaną piramidę żywieniową, bo ich stan
zdrowia i wygląd są jej zaprzeczeniem. Miałam okazję przekonać
się o pozytywnych efektach żywienia optymalnego podczas wywiadu z
Edytą
Śmiech-Tobiasz, która od wielu lat je tłusto i wierzy, że dzięki
temu pozbyła się choroby, która była bardzo dokuczliwa, pomogła
zdrowotnie swoim dzieciom i mężowi.
Joanna
- Nie rozumiem, niby jakim cudem, tłuste jedzenie jest
zdrowe? Przecież większość dietetyków lamentuje, że trzeba jest
warzywa i chude mięsa, a te wszelkie tłustości to zabójstwo.
Ania -
Być może to nie tłustości są zabójcze, tylko łączenie ich z
węglowodanami. W świecie medycznym coraz więcej pojawia się
głosów, że to nie tłuszcze nas gubią, tylko węglowodany. I
właśnie to od wielu lat głoszą zwolennicy diety optymalnej. Może
warto przypomnieć wywiad z Edytą, zwolenniczką tej diety.
Ostatnio, kiedy ją spotkałam, spytałam czy nadal uważa, że
żywienie optymalne to najzdrowsza dieta, i bez wahania potwierdziła.
A na pytanie, czy coś by zmieniła w swoich wypowiedziach w moim
wywiadzie z nią sprzed przecież 3 lat - stwierdziła, że czas nie
zmienił nic w jej opinii na ten temat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz